Hulme: Upadek osiedla mieszkaniowego w Manchesterze
Największy powstały kompleks budownictwa socjalnego w Europie zniknął z map kilkanaście lat temu. Czym było Hulme Crescents, jak upadło i dlaczego imitacja ulic w konstrukcjach galeriowców nie została pozytywnie przyjęta przez mieszkańców Manchesteru?
Jednym z większych problemów miejskich w Wielkiej Brytanii jest temat mieszkalnictwa i niedoboru powierzchni mieszkaniowej w dużych miastach. Tak jest dziś i tak samo było wielokrotnie w historii, szczególnie w Anglii. Próby rozwiązania problemu mieszkaniowego w historii tego kraju podejmowane były wielokrotnie. Za udane przykłady można wskazać miasta-ogrody w pierwsze połowie XX wieku. Wtedy to budownictwo publiczne lub przy wsparciu środków publicznych było wciąż w przewadze nad realizacjami prywatnymi.
Również lata sześćdziesiąte to okres wzrostu zapotrzebowania na powierzchnię mieszkaniową w Wielkiej Brytanii. Okres ten w wielu brytyjskich miastach to problem niedoboru mieszkań. Nakładał się na to również niski stan techniczny obiektów w całym kraju. Dlatego też uznano, że jedynym wyjściem był program budowy dużej ilości mieszkań socjalnych.
Miasto slumsów
Tak również działo się w Manchesterze, poprzemysłowym mieście pełnym zabudowy z poprzedniego wieku. Zdjęcia z lat 60-tych pokazują miasto z wielkimi problemami mieszkaniowymi: niskim stanem technicznym budynków, przeludnionymi lokalami, a często i pojedynczymi pokojami zamieszkanymi przez rodziny wielodzietne. Zabudowę miasta w tym czasie określa się często hasłem “slumsów”.
W wielu europejskich miastach wskazywano wtedy na potrzebę realizacji zabudowy o dużym zagęszczeniu ludności, jednocześnie z dużą powierzchnią przestrzeni wspólnych. We Francji były to osiedla realizowane na obszarach priorytetowej urbanizacji (jak Hautepierre), w Holandii przykładem jest zabudowa Almere czy Biljmermeer. Podobne działania podejmowały również miasta brytyjskie. Jednak aby mogły się one pojawić, zniknąć musiała część dawnej zabudowy. Władze nie tylko burzyły pojedyncze, zdegradowane domy. Buldożer niszczył całe dzielnice, a wraz z budynkami ginęły relacje społeczne.
Podobnie miało stać się w Manchesterze. Miejscem realizacji projektu miały być tereny na południe od centrum ówczesnego miasta, które zostały w dużym stopniu wyczyszczone z “podupadającej” przedwojennej zabudowy. W je miejscu powstać miała nowoczesna – jak na owe czasy – dzielnica Hulme Crescents.
Ulice w niebie
Choć w osiedlu Hulme miało mieszkać ponad 13 tysięcy osób w prawie 3300 mieszkaniach, osiedle składało się jedynie z czterech budynków. Nazwano je Adam, Nash, Barry oraz Kent – upamiętniając brytyjskich architektów z XVIII oraz XIX wieku: Roberta Adama, Charlesa Barry Johna Nash oraz Williama Kenta. Innym nawiązaniem do przeszłości brytyjskiej architektury miał być ich kształt: półksiężyce (Crescents) nawiązywać miały do architektury Bath czy niektórych osiedli Londynu. Budynki zaprojektowali Hugh Wilson oraz Lewis Womersley, odpowiedzialni również m.in. za centrum handlowe Arndale, które w latach 70. zajęło znaczną część centrum Manchesteru.
Dzielnica miała jednak nawiązywać do brytyjskiej tradycji mieszkania w domach. Architekci zadawali sobie pytania jak połączyć gęstą zabudowę i przyzwyczajenie mieszkańców do życia w zabudowie wzdłuż ulic. Tak wykluła się idea “Streets in the Sky”. Budynki Hulme Crescents zaprojektowano jako galeriowce, które były połączone ze sobą pieszymi “wiaduktami”, łączącymi piętra sąsiednich konstrukcji. Galerie te miały w pierwotnych zamierzeniach pracować jak ulice miasta. Dodatkowo ich zastosowanie pozwalało również na oszczędności w budowie klatek schodowych oraz wind.
Układ komunikacyjny realizowany był według popularnych w II połowie XX wieku idei. Drogi Princess Parkway oraz Mancunian Way miały zapewniać sprawny transport samochodowy w mieście, jednak fizycznie oddzieliły osiedle od pozostałych części Manchesteru.
Upadek tuż po starcie
Budynki powstawały na przełomie lat 60-tych i 70-tych. Otwarcie dzielnicy datuje się na rok 1972. Już dwa lata po nim miejska rada uznała Hulme Crescents za nieodpowiednie dla rodzin z dziećmi. Konstrukcja budynku sprzyjała niebezpiecznym zabawom. Zarówno w “ulicach w niebie” jak i w balkonach pojawiały się przypadki wspinaczek dzieci. Wypadki takie kończyły się nieraz śmiertelnie. Narzekali również mieszkańcy nie posiadający potomstwa. Okna mieszkań wychodziły na ulice-galerie. Według materiałów sprzed 50 lat nieodłącznym elementem mieszkania w dzielnicy był hałas bawiących się dzieci czy młodzieży jeżdżącej na deskorolkach.
Już w 1974 ponad 600 rodzin zgłosiło się do władz o przeniesienie. Według filmu z 1978, który linkujemy w artykule, mieszkańcy Hulme odczuwali znaczny stres: w porównaniu ze średnią krajową był on tam trzykrotnie częstszy. Do niechlubnych statystyk Hulme zapisać można również większą szansę na doświadczenie przestępstw, w tym morderstw.
Betonowe elementy konstrukcji oraz forma budynku utrudniały kontakty społeczne między sąsiadami. Brytyjskie społeczeństwo, przyzwyczajone do mieszkania w niskiej intensywnej zabudowie, nie przyjęło pozytywnie przyjętych rozwiązań architektonicznych i urbanistycznych. W 1975 przeprowadzono badanie, według którego aż 96,3% mieszkańców chciało wyprowadzki z Hulme Crescents.
Historia szybko zatoczyło koło. Hulme Crescents, które miały rozwiązać problemy mieszkaniowe miasta, samo stało się slumsami zaledwie kilkanaście lat po powstaniu. Przy braku możliwości finansowych, by wyburzyć budynki dzielnicy zdecydowano o zaprzestaniu pobierania czynszów od mieszkańców. Do bloków wciąż doprowadzano niezbędne media, jednak decyzja władz przyspieszyła pojawianie się w budynkach miejsc spotkań subkultur, squattersów czy nielegalnych imprezowni.
Finalnie w latach 90. zdecydowano się na wyburzenie budynków. Przyjęto zasadę “tabula rasa” – w latach 1993-1995 wszystkie budynki zniknęły z powierzchni ziemi. Proces kosztował łącznie 31 milionów funtów.
Hulme w XXI wieku
Dziś w Hulme nie zauważymy już śladu po czterech galeriowcach. Po ich wyburzeniu powstała nowa dzielnica o przewadze niskiej intensywnej zabudowy, z parkiem Hulme w centrum założenia. W części kwartałów znajdziemy także kilkupiętrowe budynki dla zwolenników mieszkań. Próżno jednak szukać konstrukcji o skali Crescents.
W architekturze i urbanistyce dzielnicy przyjęto rozwiązania interwencyjne mające zmniejszyć poziom przestępczości i zwiększyć partycypację mieszkańców. Wśród nich znajdziemy m.in. hierarchizację ulic z 3-kondygnacyjnymi obiektami wzdłuż głównych ciągów i o piętro niższymi przy ulicach lokalnych i dojazdowych, rozwiązania ulic promujące życie wspólnoty w tym ograniczenia prędkości do 30 km/h, rozwiązania narożników kwartałów oraz dbałość o tzw. urban design, czyli projektowanie w małej skali, rozwiązania proekologiczne oraz zapewnienie efektywności energetycznej osiedla.
W tym rejonie Manchesteru został jednak ślad po założeniach urbanistycznych sprzed połowy wieku. Są to Princess Parkway oraz Mancunian Way, które wciąż rozdzielają Hulme od sąsiednich dzielnic. Drogi te zbudowano w formie wielopasmowych dróg szybkiego ruchu, stąd przedostanie się do sąsiednich dzielnic pieszo bądź rowerem wymaga pokonania kładek, wielkich przestrzeni parkingów oraz terenów zdegradowanych, powstałych przy drogach ekspresowych. I choć pojawiły się nowe kładki dla pieszych i rowerzystów, wciąż arterie stanową niechlubny symbol upadku dzielnicy. By pokonać drogę do centrum Manchesteru, oddalonego o ok. milę (1,6 km) od Hulme, trzeba pokonać kładki bądź ciemne przejścia pod wiaduktami i przejść przez wielką przestrzeń zajętą przez naziemne parkingi oraz miejskie nieużytki.
Polecamy również nasz tekst o Biljmermeer. Holenderskie osiedle również stanowiło teren problemowy. Na przełomie lat 80-tych i 90-tych pojawiły się głosy o wyburzeniu budynków mieszkalnych w dzielnicy. Ostatecznie zdecydowano się zlikwidować jedynie część budynków. Zostały one zastąpione przez niższą zabudowę.