Całe życie mieszkam w mieście. Głównie w bloku z wielkiej płyty, czasem w kamienicy. Te budynki, ulice na których się znajdują, ale też sklepy, rynki, szkoły i inne – to wszystko stanowi tło wydarzeń. Czasem zdarza się, że stanowi też sedno. W jedno udało się to połączyć w ramach Urban View na Festiwalu Short Waves w Poznaniu.
Inaczej jest już w pozostałych filmach, gdzie głównym tematem staje się sytuacja człowieka wobec architektury. Alberdi’s Heroes (reż. Andres Grabois), film który w opisie brzmi mocniej od realizacji. To historia zrujnowanego i ogarniętego gruzami miejsca, w którym ostał się jedynie zakład fryzjerski dla mężczyzn (prowadzony zresztą bardzo staromodnie przez starszego już mężczyznę). Kamera porusza się po opuszczonych budynkach i ulokowanych w nich nieistniejących mieszkaniach. Dźwięk jej przeczy, wydaje odgłosy z przeszłości, kiedy gdzieś tłukły się o siebie garnki przy gotowanym obiedzie i kiedy jakieś dzieci biegały po którymś domu. Wokół zakładu fryzjerskiego gromadzą się ludzie walczący o pamięć, o zakład. W środku fryzjer walczy dalej czekając na klientów, zostając w miejscu. Mocniejszy i mniej metaforyczny A political care (reż. Ermela Teli) to film o Romach we współczesnej Albanii, którzy albo żyją pod domami socjalnymi (a żeby być dokładnym – pod murem, który ich dzieli od tych domów) albo gdzieś na przedmieściach. Ich domy to połączone w całość różne odpadki, ich praca to najczęściej zbieranie śmieci. To film o kategoryzowaniu ludzi na lepszych i gorszych, na tych którzy mogą otrzymać pomoc i na tych, dla których jedyna przewidziana pomoc to odwiedziny kogoś na kształt edukatora artystycznego przychodzącego do dzieci, żeby malować z nimi na przyniesionym ze sobą białym papierze. To film o pustej, ogrodzonej architekturze i pełnym, wolnym życiu. Jednak życiu w oczekiwaniu na otwarcie bram. I ostatni, Departure (reż. Jack Rawlins), trochę podobny do filmu Teli, choć z zupełnie niespodziewanej strony. To historia wysoko wykwalifikowanych emigrantów, którzy w Wielkiej Brytanii wykonują prace znacznie poniżej swoich umiejętności. W tym filmie architektury właściwie nie ma, stanowi tło, jest sklepem, restauracją, barem – tymi wszystkimi miejscami, które miały być zupełnie czym innym dla tych, którzy przyjechali w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. Mam wrażenie, że to najbardziej treściwy z krótkich metraży pokazanych w programie.
Ale jest jeszcze jeden film. Superjednostka (reż. Teresa Czepiec) została pokazana poza pokazem konkursowym. Ale gdyby w nim była, byłaby niekwestionowanym liderem. Corbusierowska „maszyna do mieszkania” wprost z centrum Katowic została pokazana przez reżyserkę przez pryzmat lokatorów, tych wszystkich, którzy muszą jeździć windą zatrzymującą się jedynie co trzecie piętro. I to największa siła tego filmu, w którym kamera płynie po piętrach, schodach, zakamarkach i raz po raz zajrzy do jakiegoś mieszkania albo złapie sąsiada rozgrzewającego się na korytarzu (piętra, nie mieszkania). Nie ma głosu z offu opowiadającego historię budynku i idei, są jedynie mieszkańcy i to jak korzystają z przestrzeni, jak w niej mieszkają. I to naprawdę nie jest wtedy smutny szary blok.
Urban View był w tym roku chyba najmocniejszym programem festiwalu. Gdybym sama przyznawała nagrody, byłoby tak: I – dla A Political Care; II – Displacements; III – Departure. Ale tak nie było, w rzeczywistości jury zdecydowało inaczej:
Urban View Award I – Alberdi’s Heroes reż. Andres Grabois
Urban View Award II – A Passenger Stream reż. Anna Dranitsyna
Urban View Award III – Displacements reż. Manuel Alvarez Diestro
Widzowie też się ze mną nie zgodzili: Urban View Audience Award – A Passenger Stream reż. Anna Dranitsyna. Ale ja zdania nie zmieniam.
Autorem tekstu jest Olga Drygas