O ludziach, architekturze i tym wszystkim, co pomiędzy

Całe życie mieszkam w mieście. Głównie w bloku z wielkiej płyty, czasem w kamienicy. Te budynki, ulice na których się znajdują, ale też sklepy, rynki, szkoły i inne – to wszystko stanowi tło wydarzeń. Czasem zdarza się, że stanowi też sedno. W jedno udało się to połączyć w ramach Urban View na Festiwalu Short Waves w Poznaniu.

swf2015_plakat_poznan_0Filmy o architekturze najczęściej urzekają zdjęciami, często też na udanych zdjęciach się kończą. Zdarzyło się na szczęście, że program Urban View więcej miał z tej pierwszej maniery – to dzięki obraniu kierunku architektury jako tła dla problemów, które się dzieją w jej murach lub wobec nich. Jest jednak jeden wyjątek: Displacements (reż. Manuel Alvarez Diestro). Tu na pierwszy plan wysuwa się rywalizacja – ale też współistnieje w bardzo specyficznej symbiozie – pomiędzy architekturą (dla) żywych i umarłych. Gęsto upchnięte wieżowce kontra cmentarne nagrobki. Jest pewna ironia w tym, że w filmie właściwie nie pojawiają się ludzie – poza ostatnią sceną, w której ktoś przygotowuje grób na kolejne przesiedlenie z bloku. Człowiek pojawia się już w filmie A Passenger Stream (reż. Anna Dranitsyna), ale nie jako jednostka. Bliżej mu w ogromnej grupie pasażerów metra do chmary. I chociaż ten film akurat wyróżnia się jako najgorzej nakręcony, to udało się pokazać metro jako maszynę, gdzie wszystko ma swoje regulacje i standardowe odstępstwa od normy. Do tych odstępstw będą należeć zarówno bezdomni szukający ciepłego schronienia, starsza pani próbująca sprzedać wiklinowe koszyki, ale także pełne przepychu, wyłożone drogimi kamieniami poszczególne stacje. Na uwagę zasługują także zbliżenia detali, spadków po ZSRR w postaci rzeźbionej siły roboczej i wszechobecnych sierpów i młotów, które w ogóle nikomu nie przeszkadzają. Jakby nic się nie zmieniło, bo tłum dalej prze.

Inaczej jest już w pozostałych filmach, gdzie głównym tematem staje się sytuacja człowieka wobec architektury. Alberdi’s Heroes (reż. Andres Grabois), film który w opisie brzmi mocniej od realizacji. To historia zrujnowanego i ogarniętego gruzami miejsca, w którym ostał się jedynie zakład fryzjerski dla mężczyzn (prowadzony zresztą bardzo staromodnie przez starszego już mężczyznę). Kamera porusza się po opuszczonych budynkach i ulokowanych w nich nieistniejących mieszkaniach. Dźwięk jej przeczy, wydaje odgłosy z przeszłości, kiedy gdzieś tłukły się o siebie garnki przy gotowanym obiedzie i kiedy jakieś dzieci biegały po którymś domu. Wokół zakładu fryzjerskiego gromadzą się ludzie walczący o pamięć, o zakład. W środku fryzjer walczy dalej czekając na klientów, zostając w miejscu. Mocniejszy i mniej metaforyczny A political care (reż. Ermela Teli) to film o Romach we współczesnej Albanii, którzy albo żyją pod domami socjalnymi (a żeby być dokładnym – pod murem, który ich dzieli od tych domów) albo gdzieś na przedmieściach. Ich domy to połączone w całość różne odpadki, ich praca to najczęściej zbieranie śmieci. To film o kategoryzowaniu ludzi na lepszych i gorszych, na tych którzy mogą otrzymać pomoc i na tych, dla których jedyna przewidziana pomoc to odwiedziny kogoś na kształt edukatora artystycznego przychodzącego do dzieci, żeby malować z nimi na przyniesionym ze sobą białym papierze. To film o pustej, ogrodzonej architekturze i pełnym, wolnym życiu. Jednak życiu w oczekiwaniu na otwarcie bram. I ostatni, Departure (reż. Jack Rawlins), trochę podobny do filmu Teli, choć z zupełnie niespodziewanej strony. To historia wysoko wykwalifikowanych emigrantów, którzy w Wielkiej Brytanii wykonują prace znacznie poniżej swoich umiejętności. W tym filmie architektury właściwie nie ma, stanowi tło, jest sklepem, restauracją, barem – tymi wszystkimi miejscami, które miały być zupełnie czym innym dla tych, którzy przyjechali w poszukiwaniu szansy na lepsze życie. Mam wrażenie, że to najbardziej treściwy z krótkich metraży pokazanych w programie.

Ale jest jeszcze jeden film. Superjednostka (reż. Teresa Czepiec) została pokazana poza pokazem konkursowym. Ale gdyby w nim była, byłaby niekwestionowanym liderem. Corbusierowska „maszyna do mieszkania” wprost z centrum Katowic została pokazana przez reżyserkę przez pryzmat lokatorów, tych wszystkich, którzy muszą jeździć windą zatrzymującą się jedynie co trzecie piętro. I to największa siła tego filmu, w którym kamera płynie po piętrach, schodach, zakamarkach i raz po raz zajrzy do jakiegoś mieszkania albo złapie sąsiada rozgrzewającego się na korytarzu (piętra, nie mieszkania). Nie ma głosu z offu opowiadającego historię budynku i idei, są jedynie mieszkańcy i to jak korzystają z przestrzeni, jak w niej mieszkają. I to naprawdę nie jest wtedy smutny szary blok.

Urban View był w tym roku chyba najmocniejszym programem festiwalu. Gdybym sama przyznawała nagrody, byłoby tak: I – dla A Political Care; II – Displacements; III – Departure. Ale tak nie było, w rzeczywistości jury zdecydowało inaczej:

Urban View Award I – Alberdi’s Heroes reż. Andres Grabois

Urban View Award II – A Passenger Stream reż. Anna Dranitsyna

Urban View Award III – Displacements reż. Manuel Alvarez Diestro

Widzowie też się ze mną nie zgodzili: Urban View Audience Award – A Passenger Stream reż. Anna Dranitsyna. Ale ja zdania nie zmieniam.

Autorem tekstu jest Olga Drygas