Obywatel na laurach nie siada
W ostatnich latach jednym z nośnych tematów życia polskich miast stała się partycypacja społeczna. Idee takie jak budżet obywatelski jeszcze kilka lat temu nie mówiły polskiemu obywatelowi za wiele, a dzisiaj coraz to mniejsze ośrodki miejskie przeznaczają pieniądze dostępne do rozporządzenia na projekty zgłaszane przez mieszkańców.
Można powiedzieć, że jest to (bez)pośredni efekt zmian administracyjnych jakie zaszły w Polsce od czasów transformacji ustrojowej. Wraz z decentralizacją władzy i przekazaniem obowiązków i źródeł finansowania (inną kwestią jest czy aby wystarczających) podejmowanie decyzji w wielu przypadkach przeniesiono na grunt lokalny, bliższy mieszkańcom.
Inną kwestią jest zwiększony dostęp do wiedzy i możliwość poznania odmiennych zasad życia społecznego. Z jednej strony przyczyniło się do tego otwarcie granic, wstąpienie do strefy Schengen czy nawet program Erasmus. Nie ma lepszego sposobu na sprawdzenie jakości danego rozwiązania niż odwiedzenie danego miejsca czy rozmowa z jego mieszkańcami. Oprócz tego, wiele idei ma możliwość zakiełkowania w pozbawionych ich dotąd miejscach za pośrednictwem nowych mediów. Umożliwiają one skupienie zarówno lokalnych jak i globalnych społeczności, które inaczej mogłyby nie wiedzieć o swoim istnieniu.
Mówi się, że Polacy nie są chętni uczestniczyć w życiu publicznym, choć sytuacja ta ulega zmianie. Wynika to choćby z badań społecznych, czy też obserwacji i porównań pomiędzy zachowaniem Polaków i mieszkańców Europy Zachodniej. Przyczyn takiego stanu rzeczy można i należy szukać w historii. Polska nie miała silnie wykształconej klasy mieszczańskiej, nasz mit narodowo-gospodarczy związany jest przede wszystkim z rolnictwem, a za najpomyślniejszy okres w historii kraju uchodzi średniowiecze. Nie bez znaczenia jest również fakt, iż okres dynamicznego rozwoju przestrzennego miast Polacy przeżywali bez własnego państwa, marząc przede wszystkim o odzyskaniu niepodległości. Negatywne skutki miał również okres PRL-u, w którym to władza „wiedziała lepiej” i usiłowała nie dopuścić do jakiegokolwiek wpływu społeczeństwa na kształtowanie własnego otoczenia.
Jednym z efektów przemian ustrojowych sprzed 25 lat było umożliwienie Polakom swobodnego doboru miejsca zamieszkania. Wolność w połączeniu z indywidualizmem przyniosła wiele zmian do polskiej przestrzeni. Niestety, popadając ze skrajności w skrajność, to co publiczne zepchnięto na bok. Wydaje się jednak, że po 25 latach wolności zaczynamy rozmawiać również o odpowiedzialności za to co wspólne.
Jednym z pionierskich budżetów w Polsce pod wieloma aspektami był ten powstały w Łodzi. W ramach kampanii promocyjnej jego pierwszej edycji organizowano spacery po dzielnicach miasta. Niestety, frekwencja nie zadowalała. Tak samo jak liczba składanych wniosków aż do ostatniego tygodnia przed wyznaczonym terminem wpływania projektów. Jednakże, jak się okazało, w ostatnich siedmiu dniach łodzianie potrzebowali najwyraźniej czasu na odpowiednie przygotowanie swoich wniosków, których do oceniającej je komisji ostatecznie trafiło niemalże tysiąc. Część z nich została odrzucona z wniosków formalnych, lecz nie to było najważniejsze. Ponad tysiąc wnioskodawców uwierzyło, że ma możliwość widocznej i trwałej zmiany swojego miasta.
Niemniej, w rzeczywistości oprócz powyższego, uruchomiony (bądź wzmocniony) został również inny proces. Mieszkańcy, dowiadując się o tym, czy ich wniosek ma możliwość realizacji lub też z jakich powodów jest ona niemożliwa, zaczęli uczyć się swojego miasta. Poznawać strukturę i sposób działania urzędu, panujące realia prawne oraz plany inwestycyjne.
Budżet obywatelski, konsultacje społeczne czy też każda inna forma partycypacji społecznej to swego rodzaju układ, biznes pomiędzy urzędem a mieszkańcami. A podstawą każdej umowy biznesowej jest obustronne zaufanie. Co więcej, z budżetu obywatelskiego ciężko, a właściwie nie sposób się wycofać, nie podając istotnych przyczyn. Przekonał się o tym m.in. prezydent Wrocławia Rafał Dutkiewicz, który po pytaniu dziennikarki dotyczącym różnic pomiędzy kwotą przeznaczoną na budżet obywatelski we Wrocławiu i Łodzi, zdenerwowany zasugerował swojej rozmówczyni przeprowadzkę. Stąd też należy spodziewać się wysypu budżetów obywatelskich w kolejnych miastach, a dla tych już istniejących – zwiększania zakładanych na ten cel środków (przykładowo w obietnicach włodarzy Łodzi i Warszawy pojawiają się kwoty 100 mln złotych rocznie). Powoduje to również, iż szafowanie tymi kwotami staje się elementem walki politycznej, co idei partycypacji społecznej może przede wszystkim zaszkodzić.
Wydawać by się mogło, że na 4-stopniowej drabinie partycypacji społecznej (brak informacji, informacja, konsultacje, partycypacja) osiągnęliśmy już wysoki, jeśli nie najwyższy stopień. Wrażenie to jednak jest złudne. Wciąż pozostaje bardzo dużo do zrobienia w kwestii budowy społeczeństwa obywatelskiego. Niezwykle istotną kwestią jest wzrost partycypacji społecznej na etapie planowania rozwoju miasta w sferze przestrzennej czy gospodarczej. Nieraz to mieszkańcy najlepiej znają odpowiedzi na pytania, które zadaje sobie władza, zatrudniająca ekspertów z zewnątrz.
Ponadto, działanie na rzecz miasta czy też własnej okolicy nie może ograniczać się do sytuacji, w której są do wydania pieniądze zapisane w budżecie. Piękno otoczenia i klimat miejsca tworzy się również dzięki codziennej pielęgnacji i niepozornym, oddolnym działaniom. Są to działania mniej efektowne, ale trwalsze w tym sensie, że wykonane własnymi rękoma. Dobrze, żeby właśnie w takim kierunku następowała ewolucja naszej młodej wolności.