Miasto z perspektywy niepełnosprawnego
Kilka dni temu miałem przyjemność uczestniczyć w konferencji organizowanej przez Akademickie Koło Naukowe Gospodarki Przestrzennej UAM WNGiG o tematyce związanej z niepełnosprawnymi użytkownikami miast. Konferencja trwała dwa dni i została podzielona na część wykładową oraz warsztatową. Podczas tych dwóch dni dowiedziałem się wielu rzeczy, które teraz chciałbym opisać.
Warto przypomnieć o prostej rzeczy – miasto tylko z pozoru jest takie samo dla wszystkich mieszkańców. Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia i w zależności od tego w jakim stopniu zwracamy uwagę na detale w mieście postrzegamy je jako bardziej lub mniej komfortowe dla ogółu mieszkańców. A jeśli chodzi o osoby niepełnosprawne to właśnie detal odgrywa kluczową rolę poczucia, że miasto jest lub nie jest wygodne i przyjazne. Dotyczy to zarówno procesu planowania, projektowania jak i budowy oraz wykończenia. Diabeł tkwi w szczegółach, które przez niektórych są niedostrzegalne, a dla innych stanowią bariery nie do pokonania. Wszystko zależy od naszej sprawności i zdolności do pokonywania przeszkód napotkanych po drodze, którą właśnie się poruszamy. Przystosowanie przestrzeni miejskiej tak, aby była komfortowa dla wszystkich jej użytkowników leży w gestii władz miasta, planistów, urbanistów i architektów, a w końcowej fazie – także do ekipy budowlanej.
Skupmy się jednak na procesie planowania i przewidywania potencjalnych przeszkód dla osób, które mają trudności z poruszaniem się. Są to na przykład osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich, o kulach, osoby niewidome, osoby starsze czy matki z dziećmi w wózkach. To właśnie ci użytkownicy potrzebują w mieście szczegółu. Szczegółu, który jest wykończony, zadbany i przewidziany. Szczegółu, który zamiast utrudniać im życie sprawi, że będą mogli uśmiechnąć się sami do siebie i powiedzieć pod nosem „ktoś o mnie pomyślał”. Takich sytuacji w mieście jest ogrom. Zaczynając od dostosowania miejsca parkingowego, wyrównania i ujednolicenia powierzchni chodnika, dostosowania przystanku kończąc na banalnym obniżeniu krawężnika. Ale właśnie o banał tu chodzi. Ten banał łatwo było zaobserwować, gdy podczas wizji terenowej drugiego dnia konferencji można było wsiąść na wózek inwalidzki i przejechać się kawałek po ulicy Dąbrowskiego w Poznaniu. Każda nierówna płyta chodnikowa, choćby najmniejsza dziura, ciągłe zmiany materiały, z którego wykonany był chodnik, za duże nachylenie powierzchni chodnika, niedostosowane przejścia dla pieszych czy przystanki. Po przejechaniu kilkudziesięciu metrów czułem w rękach zmęczenie jak po godzinie siłowni. Tych metrów było może raptem 40, po czym uznałem, że mam dosyć i po prostu wstałem. Osoby na co dzień poruszające się na wózku nie mają tego komfortu. Nie mogą powiedzieć „dość”, wstać i pójść dalej już bez wózka. Długość chodników, które nie są całkowicie dostosowane do osób niepełnosprawnych oraz osób z problemami z poruszaniem się ciągnie się w nieskończoność, co powoduje, że miasto traci część użytkowników, którzy wolą pozostać w domu niż męczyć się w niedostosowanej przestrzeni. Miasto należy do wszystkich jego mieszkańców i powinno być dostosowane do każdego.
W dobie modernizacji przestrzeni miejskich planiści, urbaniści i architekci kładą coraz większy nacisk na zapewnienie wszystkim równego dostępu do przestrzeni. Powstaje coraz więcej chodników z obniżonymi krawężnikami, dostosowanych przystanków czy miejsc parkingowych dla osób niepełnosprawnych. Choć zamiary ludzi odpowiedzialnych za rozważne planowanie przestrzeni miejskich są dobre, czasami to nie wystarcza i tylko pozornie poprawia sytuację. Tu właśnie doskonale widać różnicę między teorią, a praktyką i doświadczeniem. Dwa przykłady, które szczególnie rzuciły mi się w oczy to miejsce parkingowe dla osób niepełnosprawnych i nieodpowiednie obniżenie krawężnika przy przejściu dla pieszych. W pierwszym przypadku chodzi o to, że nawet jeśli takie miejsca zostaną zaplanowane i uwzględnione w projektach, bo na przykład nieopodal znajduje się budynek urzędu gminy czy szpital. Problem, tak jak już wcześniej wspomniałem, tkwi w szczególe. Owszem, kilka miejsc dla niepełnosprawnych jest, odpowiednie oznaczenie tego miejsca również. W czym więc problem? Wiele takich miejsc, mimo, ze poszerzonych według wytycznych nie pomaga w takim stopni, w jakim mogłyby faktycznie pomóc. Chodzi o to, że brak im obniżonego krawężnika, przez który mogliby się dostać na chodnik. W przypadku, gdy takie miejsce nie posiada obniżone krawężnika osoba na wózku musi i tak dostać się do najbliższego obniżenia, które prawdopodobnie znajduje się przy przejściu dla pieszych. W ten sposób nadrabiają drogi, co kosztuje wiele sił, które można było zaoszczędzić. Drugi podany przeze mnie przykład to nieodpowiednio obniżone krawężniki. W tym przypadku błędne jest stosowanie wąskiego pasa z kostki brukowej między krawężnikiem, a asfaltem. Może i wygląda to estetycznie, ale nie jest praktyczne, ponieważ nawet taka minimalna różnica wysokości i materiału powoduje, ze przednie kółka wózka nie radzą sobie przy próbie przejazdu przez przejście dla pieszych.
Niewątpliwie zachodzące zmiany w przestrzeni polskich miast są pozytywne i dążą ku dobremu, ale warto bardzo dokładnie przeanalizować każdą opcję w celu wybrania tej najlepszej dla każdego. Nie powinno się opierać swoich wyborów jedynie na teorii i czasem wczuć się w sytuację każdego przyszłego użytkownika przestrzeni. Taka praktyka pomaga zrozumieć problemy, na które w większości planiści nie zwracają uwagi i może wpłynąć pozytywnie na odbieranie przestrzeni przez bardziej wymagających użytkowników.
Autor: Adam Wronkowski