Książka: Jan Gehl – Miasta dla ludzi
Cóż można powiedzieć, czy raczej w tym wypadku napisać o Autorze i jego książce, gdy wszystkie zachwyty zostały dawno wypowiedziane, a jego złote myśli powielone na tysiącach stron kolejnych wydawanych książek?
Bo jak się nie zgodzić z wizją miasta dla ludzi, jego ludzką skalą czy też zwiększeniem udziału ruchu pieszego, rowerowego, a także komunikacji zbiorowej w centrach miast na rzecz samochodów? Jak odmówić słuszności w stwierdzeniu, że miasta muszą być bezpieczne, zdrowe a tym samym zrównoważone? Wszystkie te tezy poparte dokonaniami z całego świata od Nowego Jorku po Kopenhagę , od Brasilii do Oslo, pozwalają wierzyć, że u nas również możemy tego dokonać, bez względu na strefę klimatyczną, przecież to takie proste. Skoro gdzieś indziej się udało, to również u nas będą funkcjonowały przestrzenie, które zapraszają do pozostania mieszkańców, a kierowcy aut zrezygnują z nich na rzecz komunikacji miejskiej czy roweru.
Głęboka analiza krajów skandynawskich pod kątem ludzkiej skali, w planowaniu przestrzeni miejskiej (zarówno publicznej jak również mieszkaniowej), inicjatyw mających na celu zwiększenie ruchu rowerowego w mieście (Bogota, Brasilia), ukazują, jak w lokalnych warunkach można stworzyć dobrze funkcjonujące obszary, które tętnią życiem. To, co należy oddać Gehlowi to zwrócenie uwagi na użytkownika przestrzeni, jego potrzeby, formy aktywności, a także jego punkt wiedzenia danego miejsca. Jest to chyba największy atut teorii, które prezentuje w książce.
Niestety, lekturze towarzyszy poczucie niedosytu jeśli chodzi o przykłady, gdzie zasady Gehla nie sprawdziły się. O ile na łamach książki stale przejawiają się przykłady z Kopenhagi, Włoch (Plac Pizza del Campo w Sienie, Wenecja), o tyle ośrodek wypoczynkowy The Seaside (Floryda, USA), gdzie mimo zastosowania wszystkich wytycznych Gehla nie zauważono poprawy (przestrzeń nie funkcjonuje – nie ma w niej ludzi), zostaje opisany w jednym lapidarnym zdaniu „…a mimo to nie tętni ono życiem, jest bowiem zbyt odizolowany od innych ośrodków i posiada małą gęstość zaludnienia” – jeśli potrafimy rozłożyć na czynniki pierwsze dobrze funkcjonujące przestrzenie, począwszy od mieszkańców, klimatu, a kończąc jak chce Gehl, na budynkach (zasada życie – przestrzeń – budynki), to dlaczego nie skupić się na przyczynach problemu, gdzie tak proste, łatwe zasady wprowadzono w życie i niestety, nie sprawdziły się? Czyli wynika z tego wprost, że zasady nie zawsze działają?
Gdy spojrzymy na ostatnio oddaną ulicę Świętokrzyską w Warszawie, nie można jej zarzucić, że nie wprowadzono promowanych przez Gehla zasad (zieleń miejska, ścieżki dla rowerów), ale gdy przyjrzymy się dokładniej okazuje się, że drzewa zasadzono w donicach, a ścieżka rowerowa kończy się zaraz za skrzyżowaniem.
I chyba podobnie wygląda sytuacja z zasadami Gehla, gdzie można zachwycać się Wenecją, wspomnianym Pizza del Campo (Siena), ale gdy spojrzymy na kontekst historyczny, to okazuje się, że te przestrzenie tak jak samo miasto funkcjonują w tkance miejskiej od 700 lat, są zakorzenionymi w mentalności ludzi miejscami, które mając tak bogate zaplecze będą zawsze idealnymi miastami dla ludzi.
Warto również zwrócić uwagę na kontekst badań społecznych, gospodarczych, urbanistycznych jakie przeprowadzono w Oslo czy Kopenhadze, które prezentowane są w książce. Zanim przystąpiono do realizacji planu inwestycji poznano najpierw całe tło jakie kryje się za daną przestrzenią, czego oczekują ludzie i jak pogodzić to wszystko z prawami ekonomii. I przytoczone przykłady pokazują, że niestety bez takich gruntownych, wieloletnich badań struktury funkcjonalno-przestrzennej miasta, każde działania będą obarczone możliwością niepowodzenia nawet tak proste zasady, jak te które proponuje Gehl.
Jan Gehl ,,Miasta dla ludzi”, Wydawnictwo RAM, Kraków 2014,
Autorem artykułu jest Adam Górski.